poniedziałek, 4 lutego 2013

jak to ze mną było

Pogoda całkiem nie nastrojowa. W taką pogodę najlepiej wychodzi mi nicnierobienie, choć w głowie przewalają się pomysły jeden za drugim, ale rączki mówią "nie" a to ci ciekawe. Szkoda, że zima tak sobie poszła, u nas akurat przed feriami. Mam parę przeróbek i trochę szycia, wielki kufer podróżny czeka na swoje drugie życie. Dostałam go od koleżanki z pracy po jej tacie. Miło, że pomyślała właśnie o mnie. Mam też skrzynię pamiątkę po cioci męża, ale ta wymaga sporego nakładu pracy i zostawiłam ją sobie na wiosnę. Trzeba załatać dziury, zedrzeć kilka warstw okropnego lakieru, założyć nowy skobel. Oj będzie co robić.
Wracając dziś z pracy pochwaliłam się mężowi, że chcę siatkę hodowlaną. Zdziwił bardzo i zapytał czy chcę hodować kury czy króliki hahaha. Opowiedziałam mu że chcę zrobić klosze i serduszka i inne głupotki. Stwierdził stanowczo, że bardzo pomyliłam się z wyborem szkoły. Że powinnam była jakieś ASP ukończyć. No cóż kiedyś to ja nie byłam taka kreatywna, ani odważna. Myślałam, że malowanie ścian to wielka sztuka. Skończyłam jakąś szkołę łączności i studia w tym kierunku, ale jakiś czas temu praca mnie "zwolniła" grupowo, No to siedziałam dwa lata szukając pracy i wierzcie mi nie miałam nawet jednego maleńkiego pomysłka. A szkoda, bo wówczas może nawet rozkręciłabym coś swojego. Od pięciu lat pracuję w firmie, gdzie zajmowałam się grubą kasą na papierze i w komputerze a jaśniej mówiąc planowaniem budżetu zakładu i jego monitorowaniem oraz paroma innymi drobiazgami. Od jakiegoś czasu oddałam to na rzecz wpisywania awarii technicznych do portalu awarii oraz monitorowania ich wykonania. Drobiazgi mi też zostały. Muszę przyznać szczerze, że bardzo lubię swoją obecną pracę i cieszę się z tego ogromnie. Nawet nie przeszkadza mi to, że obecnie jestem jedną z dwóch osób "mocnych" w naszym małym zakładzie (100 osób)w najnowszym programie naszej korporacji. Przez to siedzę całe osiem godzin od dzwona do dzwona przed monitorem i klepię i klepię a do tego mam przyuczać innych. Wysiadł mi kręgosłup szyjny, głowa mi pęka w szwach. Ale jestem zadowolona. Za to w domu staram się jak najmniej korzystać z komputera. No czasem muszę, bo lubię przeglądać Wasze blogi, czytam je inspiruję się twórczo. Jak mnie coś nachodzi to się zastanawiam, skąd ja mam te pomysły. Na kartkę, na ozdoby, stroiki, na moje milusie podusie. No szyć to ja lubiłam od dziecka, już jako sześcio - siedmiolatka szyłam lalkom stroje. Potem szyłam z pieluszek dla siebie. A jako szesnastolatka podczas kilkudniowej nieobecności rodziców wzięłam maszynę mamy i zaczęłam szyć. Maszyna (singer) bardzo droga i kupiona na książeczkę górniczą stała w walizce i stanowiła obiekt moich westchnień. Mama nie pozwalała mi jej ruszać, bo popsuję. Sama też nie szyła, bo nie umiała. A maszynę tata kupił żeby sprawić jej radość. Niestety nie za bardzo się cieszyła z maszyny tak skomplikowanej. Szycie kilku ściegami, haftowanie, robienie dziurek i przyszywanie guzików. Po powrocie rodziców pochwaliłam się uszytą spódnicą i bluzkami i tak zdobyłam uznanie i stały nieograniczony dostęp do maszyny. Kiedy wyszłam za mąż i wyprowadzałam się "na swoje" Mama podarowała mi maszynę na całkowitą własność, stwierdzając, że ona i tak była najbardziej moja. I tak jesteśmy razem już 28 lat. No a dwa lata temu moja wtedy piętnastoletnia córcia poprosiła o naukę szycia na maszynie. Nawet jej to sprawnie idzie. Cieszę się, że oprócz rysunku Marta objawia zainteresowania rękodziełem.
Marta i jej kilka dzieł
aha dzieła są z wcześniejszych lat, bo nie mogłam znaleźć jej obecnych. Nigdy nie ma jak potrzeba.
 Manga jest fragmentem rysunku i była na konkurs miejski, zajęła III miejsce.
Kartki świąteczne wysyłane przez szkołę do różnych urzędów

i jej pierwsze serducho, to po lewej
Projekt sukni dla lalki wg Marty ( nie wiem czemu nie mogę obrócić)

 a tu wykonanie przeze mnie i dodam, że sukienka wykonana jest z kawałka materiału o wielkości chusteczki do nosa, ale dałam radę.
Na koniec zostawiłam sweterek, który kupiłam w SH za 2 zł. Śliczny, mięciutki tylko te paskudne plamy. Stwierdziłam że za tą cenę mogę zaryzykować. Jak nie zejdą to wywalę. Nie zeszły ale Marta była tak zachwycona sweterkiem, że wyrzucić nie dała. Postanowiłam zakryć jakoś te wredoty i pierwszy raz haftem pętelkowym wyszło mi tak
No i tyle o nas. Temu kto doczytał do końca i obejrzał fotki dziękuję za cierpliwość i uwagę.
Kolorowych snów.





       

4 komentarze:

  1. My tez czekamy na ferie i ubolewamy nad brakiem sniegu ;)Fajnie,ze córka przejawia zamiłowanie do rękodzieła ,piekne prace ,sukienka dla lalki super :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miło mi Elu, że Ci się podoba i też się cieszę, że córka lubi ładne rzeczy działać. Właściwie, to chyba każda mama lubi jak jej dziecię robi coś podobnego jak ona sama. Pozdrawiam

      Usuń
  2. Widzę, że obie jesteście : Ty i Córka bardzo utalentowane! Brawo!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje bardzo za wszystkie pozostawione tutaj komentarze.
Każdy komentarz czytam i na każdy staram się odpowiadać.