piątek, 27 grudnia 2013

Okołogrudniowe przemyślenia

Pracowity grudzień robienie ozdób, strojenie domu, lepienie pierożków, uszek, pieczenie ciasteczek. Tak wiele pracy trzeba włożyć, żeby pięknie przeżyć ten świąteczny okres. Kiedyś myślałam, że aby mieć pięknie w domu wystarczy kupić ładne rzeczy, poustawiać i już. Nie mieliśmy pieniędzy na zbyteczne zakupy to rzadko coś kupowałam, potem wyłapywałam okazje, potem straciłam pracę a jeszcze potem odnalazłam w sobie "duszę artystyczną" Nigdy nie lubiłam tandety i nadmiaru. zawsze wiedziałam, że mniej znaczy więcej. Dziś nadal nie mam zbyt wiele pieniędzy, nadal wyłapuję okazje, ale teraz sporo rzeczy mogę zrobić sama, robię sama i chcę robić sama. Uczę się wielu rzeczy. Jako jako dziecko nauczyłam się szyć, jako nastolatka nauczyłam się szyć na maszynie i piec ciasta. Jako żona przez wiele lat doskonaliłam się w kuchni. Teraz piekę piękne i pyszne torty a moje ciasta same znikają z talerza. Parę lat temu odkryłam radość z pieczenia ciasteczek i nauczyłam się robić świetne pierogi i uszka. Jakiś czas temu odkryłam, że mogę robić różne rzeczy np. malować ściany a na nich np. namalowałam ogromne drzewo. Uczę się decoupage, wycinać wyrzynarką z desek, odnawiać stare meble. Znajomi i rodzina dziwią się że mi się chce jak można wszystko kupić. No chce mi się a później jest taka radość, że sama to zrobiłam. Córka moja siedemnastoletnia też chwyta za pędzel, młotek i sama dekoruje swój pokój. Jej pierogi z serem są najlepsze a ciasteczka przez nią robione szybko się rozeszły na świątecznym kiermaszu.  Dzielnie też ćwiczy szycie na maszynie. Syn też stara się nam pomagać we wszystkim. I to cieszy mnie najbardziej, że dzieci me też chcą i cieszą się, że coś samemu można zrobić. Coś innego, niebanalnego i coś czego nikt inny nie ma. Nauczyłam też córkę ubierania się i czerpania z radości posiadania własnego stylu. Przez to często idzie pobuszować w ciuchlandzie, albo przerabia ciuchy po swojemu. Jestem z niej dumna, że potrafi ucieszyć się z plisowanej spódniczki po swojej prababci, która po niewielkiej przeróbce, czyli skróceniu stała się świetną kreacją.
Ja natomiast polecam ozdoby ścienne proste, tanie i bez wysiłku. Potrzebujemy tylko ramek do zdjęć, szablonów z internetu, papieru opakunkowego, trochę koronki, sznurka, czy jakiś tasiemek (co kto woli) i kolorowego bloku rysunkowego i oto co mi wyszło:





Ze starej deski wycięłam wyrzynarką


A tu moja własna zimowa aranżacja


Uszyłam na zamówienie pod choinkę




No i poduszki uszyte przez córkę do własnego pokoju

A tak się rozpisałam, bo święta zawsze mnie nastrajają do przemyśleń nad własnym życiem. Człowiek a przynajmniej ja, ciągle się zastanawiam czy dobrze robię, czy moje dzieci będą kultywować tradycje, czy zdołam je nauczyć wszystkiego co sama potrafię? Czy będą dobre, czy dadzą sobie radę? Mam mnóstwo takich pytań, wątpliwości i niepewności. A jak u Was?

niedziela, 10 listopada 2013

Złota jesień

Po upalnym lipcu przyszedł upalny sierpień i zimny wrzesień. Na początku września kiedy było jeszcze w miarę ciepło, pojechaliśmy w okolice Skierniewic na wesele. Pierwszy raz byłam w tych stronach. Piękne sady, łąki, sady, pola i sady.

A potem było rozpoczęcie sezonu grzewczego, bo zimno nastało. Ale październik zaskoczył nas letnią pogodą, wręcz upalnymi dniami i ciepłymi nocami oraz znikomą ilością deszczu.

                                                       W moim ogródku


A tu za domem


W drodze nad zalew,15 minut spacerkiem przez las


Jesień nad zalewem
                        



                                                            Spacer w parku


znalezione skarby...


i ptaszkom nie będzie już zimno :)))


Ostatnie już ognisko i pieczonki

przy świecach tak miło

Lubię jesień 
Wiadomo jak nie pada deszcz, jak jest ciepło, świeci słonko jest tak nastrojowo lasy "płoną" czerwienią, pomarańczami, żółcieniami i brązem, przeplatane zielenią. No i jak nie lubić. Poszliśmy do lasu, na ostatnie grzybki. Pachnie choiną, ziemią i tą jesienią ciepłą choć w powietrzu czuć ten chłód. Człowiek coraz częściej chwyta za kubek gorącego kakao czy grzanego korzennego wina, coraz częściej ubiera gruby sweter ale wciąż odgania od siebie myśl o zimie. I oby szybko nie przyszła.



Pozdrawiam cieplutko







czwartek, 4 lipca 2013

No i lipiec przyszedł niepostrzeżenie



Witajcie!
No i lipiec przyszedł niepostrzeżenie. Zrobiłam kilka zmian: pomalowałam pokój dzienny (oczywiście małżonek dzielnie mi pomagał), stara ławeczka przywieziona ze wsi zyskała nowy dom, nową szatę i swoje miejsce przy kominie. Przerobiłam kilka ramek na takie bardziej "moje", coś tam uszyłam, coś ozdobiłam decoupage. Niby coś robiłam, a mam wrażenie, że nic nie zrobione. Teraz pomagam córce urządzić balkonik. Ma być taki "romantyczny" Zakupiłyśmy białe i różowe kwiecie różnej maści i powoli znosi różne drobiazgi i powoli zaczyna to jakoś wyglądać. 

1.Bierzemy koszyczek po truskawkach

2. Malujemy go na biało

3. Robimy decoupage i malujemy lakierem bezbarwnym




4. Do koszyczka wkładamy doniczki z kwiatami i gotowe
Dwie stare doniczki również odnowione metodą decoupage
Kawałek balkonu (stara klatka po papudze, Marta
pomalowała ją na biało
i od razu wygląda lepiej)


Wspomniana ławeczka





Po drodze me starsze dziecię, syn znaczy się, skończył liceum przystąpił do matury i potknął się, kurczę blade. Niechcący oblał pisemny niemiecki. W sierpniu czeka go poprawka. Z jednej strony żal mi go, bo niestety nie ma talentu do języków a z drugiej strony mówiła mamusia "synu, musisz więcej pracować nad tym niemieckim" a syn nie słuchał. Nie podobają mi się te egzaminy z języków. No nie każdy jest na tyle zdolny żeby je zdawać. Ja jestem kompletnie "upośledzona" językowo i na mur beton bym oblała. A moje dzieci te upośledzenie odziedziczyły.  
Upały znowu wróciły, i właściwie to nie wiem co lepsze ten upał czy deszcz. Jakoś tak z jednej skrajności w drugą a komarów cała plaga. 
Tyle u mnie tak w skrócie, mam nadzieję, że ktoś mnie tu odwiedzi, więc z góry dziękuję. 

Pozdrawiam       

niedziela, 10 marca 2013

Ups... i już marzec

Jak ten czas leci, dopiero było Boże Narodzenie a tu już zajączki i kurczaki. Wzięłam się za szycie poduszek na kanapy ale jakoś mi to idzie, jak po grudzie. Jestem ciągle zmęczona, chyba cierpię na chroniczny zespół zmęczenia. W sobotę wstałam z mocnym postanowieniem mycia okien,  oczywiście nie sama, cała rodzina macza w tym palce. No ale skończyło się na siedzeniu w fotelu. Źle ze mną? Nawet się ucieszyłam, że trochę padało i miałam jakiś wykręt. 
W sumie cieszę się, że wiosna już puka do drzwi. Zmęczenie pewnie odejdzie wraz z resztką zimy i znowu będę jak nowa. 
A to znalazłam w moim ogródeczku
Jakieś dwa tygodnie temu zostałam poproszona o upieczenie tortu. Trochę się bałam, bo to pierwszy tort, który poszedł do obcych ludzi. Na szczęście smakował (czekoladowy z maskarpone) i się podobał. A wyglądał tak




 Tydzień temu piekłam tort dla tatusia. Caluteńki czekoladowy a w połowie "złamany" kremem budyniowym śmietankowym.


Teraz mam zamówienie na jeszcze dwa torty. Mam nadzieję że sprostam oczekiwaniom. Będzie ciężko, bo obydwa muszę zrobić na piątek i zawieźć koleżankom z pracy. No okaże się za tydzień.

A teraz kolorowych snów i miłego poniedziałku.

niedziela, 17 lutego 2013

leniwa sobota? chyba nie...

Godzina 12.20. Spokojna, leniwa sobota. Nic nie robię, siedzę sobie. Dzwoni telefon córki. "Mamo, mamo uszyj mi poduszkę na prezent... Na kiedy?  Na już, za dwie godziny, Gabrysia (znaczy się koleżanka) ma dziś urodziny i zaprosiła mnie na pizzę i o 14.20 mam autobus". *...?!* No to usiadłam i nic. Materiał przycięłam i nic. Jakie kolory lubi koleżanka? Nie wiemy. Telefonu nie odebrała. Marcie coś zaświtało, że chyba zielony i żółty. No dobra, poduszka biała, zielone nici. wyszyłam na początek wyszyłam maszyną jej imię, potem doszło serducho i co dalej. Marta stwierdziła "przyszyj więcej serduszek i już, a ja zrobię kartkę" Robi te zieloną kartkę. "Mamo, Gabrysia (znaczy się koleżanka) tańczy, narysuję jej baletnicę i wytnę z innego papieru, nakleję i coś krótko dopiszę". Ładnie, myślę sobie i nagle takie olśnienie. "Dawaj te baletnicę odrysuję sobie na poduszce i wyszyję maszyną" Ten sam motyw, będzie komplet. No i powstało to nasze dzieło.Nie wyrobiłam się w dwie godziny, trzeba mi było trzech, więc tata odwiózł dziecię pod drzwi pizzerii z półgodzinnym spóźnieniem. Ale warto było Gabrysia zachwycona własną poduszką, stworzoną tylko dla niej. I to się liczy.

Miłej niedzieli, idę tworzyć dalej, bo mam wenę.

sobota, 16 lutego 2013

przeziębił mnie i już

No i jestem przeziębiona, no ale sama sobie tego nie zrobiłam, dostałam to w prezencie o własnego syna. Ja rozumiem, że on postanowił spędzić ferie z przeziębieniem, ale dlaczego mnie też poczęstował. Nie dość, że boli mnie z tyłu, dziś jeszcze z przodu, to dołożył mi głowę, gardło i ogólne rozbicie. A mówiłam żeby nic nie planować. Miałam wielkie plany na weekend i nie wiem co z tego będzie. Dostałam paczkę z tutaj Przysłali mi śliczne cudeńka i chciałam się zabrać od razu do pracy, ale nie wiem czy w tym stanie coś mi z tego wyjdzie. Jaka szkoda, bo Wielkanoc już tuż, tuż.
W kwestii poduszkowania to właśnie "różany ogród"

i moje ulubione serwetkowe kwiaty
Na deser polecam Wam moje ulubione i popisowe danie. Szybkie, łatwe a zarazem wytworne i bardzo smaczne.
Polędwiczki w paczce ;-)
Dla czterech osób kupujemy:
1 polędwiczkę wieprzową
4 małe okrągłe serki camembert lub dwa duże i przekrawamy jak biszkopt na tort :-)
dwa ciasta francuskie (np z biedronki są super)
1 jajko
słoiczek żurawiny lub borówek do mięsa
Polędwiczkę dzielimy na kawałki, lekko rozbijamy, solimy i pieprzymy oraz smażymy na rozgrzanej oliwie. Następnie dobrze studzimy. Ciasto rozwijamy kroimy na pół i z każdej połówki odkrawamy półtora centymetrowy pasek. Na cieście układamy mięso i ser i zawijamy w ładny pakuneczek. Na wierzchu przyklejamy kokardkę z odciętego paska. Gotowe paczki układamy na blasze smarujemy roztrzepanym jajkiem i pieczemy aż będą złote. Podajemy z rzeczoną żurawiną lub borówkami. Pasują do tego też brokuły z wody i dobre wino.
Smacznego i do miłego  

wtorek, 12 lutego 2013

pudełko na koronki i wymyślone ciasto

Ferie się zaczęły, niestety moja młodzież znowu spędzi je w domu. Wiadomo chroniczny brak kasy. Ja już nie wiem na czym oszczędzać? przestać jeść? Tak się staram i mało co z tego wychodzi. Chętnie bym gdzieś dorobiła ale z tym też problem, raczej małomiasteczkowy. Od tygodnia cierpię na jakiś ból w plecach, okolica prawej nerki. Zrobiłam badania, wyszły bardzo dobrze, poszłam na USG i wykazało wiele malutkich 2 mm kamyków na nerkach. Lekarz stwierdził, że mogą się przemieszczać i boli. A jak zaczną schodzić to dopiero będzie bolało. No dziękuję bardzo. Ale co mi pozostało czekać i czekać. We środę po tygodniowym L4 wracam do pracy, cóż popracować jednak trzeba. Myślałam, że skorzystam na tym wolnym i coś uszyję albo co inne zdziałam a tu nic jak nie u lekarza, to bolało i nic mi się nie chciało. A wiosna idzie...
Jedyne co zrobiłam, to wymyślone przeze mnie ciasto-deser, ale nie mam niestety fotki.

Paczka długich biszkoptów - języczki
śmietana 30% (kupiłam w biedronce tam mają 330ml, bo mały kubek to za mało)
2 śmietan fix-y
2 łyżki cukru pudru (nie czubate)
puszka ananasów lub inne owoce ale z ananasem ma taki super smak
i deser Dr.Oetker MOUSSE czekoladowy http://images.okazje.info.pl/p/inne/4641/dr-oetker-deser-mousse-czekoladowy-79g.jpg
250 ml zimnego mleka do musu
Mus robimy wg przepisu na opakowaniu, śmietanę ubijamy na sztywno z cukrem pudrem i śmietan fix-em, ananasy odcedzamy, kroimy w "kostkę" i mieszamy z ubitą śmietaną. W prostokątnej formie ok 27x22 cm układamy biszkopty i dosłownie lekko je nasączamy sokiem spod ananasów na to wykładamy śmietanę z ananasami a na to mus czekoladowy. Schładzamy około 1-1,5h i smacznego.



Pokażę Wam natomiast pudełko które ozdobiłam decoupagem w styczniu ale dopiero teraz zrobiłam mu fotki 


Pudełko zwykłe, stare i brzydkie pomalowałam, ozdoby odrysowałam z foremek do ciasteczek i wycięłam z papieru opakunkowego marki IKEA. Będzie mi służyło do przechowywania koronek i sznureczków. Jak Wam się podoba?

Kolorowych snów i miłego poranka

  

poniedziałek, 4 lutego 2013

jak to ze mną było

Pogoda całkiem nie nastrojowa. W taką pogodę najlepiej wychodzi mi nicnierobienie, choć w głowie przewalają się pomysły jeden za drugim, ale rączki mówią "nie" a to ci ciekawe. Szkoda, że zima tak sobie poszła, u nas akurat przed feriami. Mam parę przeróbek i trochę szycia, wielki kufer podróżny czeka na swoje drugie życie. Dostałam go od koleżanki z pracy po jej tacie. Miło, że pomyślała właśnie o mnie. Mam też skrzynię pamiątkę po cioci męża, ale ta wymaga sporego nakładu pracy i zostawiłam ją sobie na wiosnę. Trzeba załatać dziury, zedrzeć kilka warstw okropnego lakieru, założyć nowy skobel. Oj będzie co robić.
Wracając dziś z pracy pochwaliłam się mężowi, że chcę siatkę hodowlaną. Zdziwił bardzo i zapytał czy chcę hodować kury czy króliki hahaha. Opowiedziałam mu że chcę zrobić klosze i serduszka i inne głupotki. Stwierdził stanowczo, że bardzo pomyliłam się z wyborem szkoły. Że powinnam była jakieś ASP ukończyć. No cóż kiedyś to ja nie byłam taka kreatywna, ani odważna. Myślałam, że malowanie ścian to wielka sztuka. Skończyłam jakąś szkołę łączności i studia w tym kierunku, ale jakiś czas temu praca mnie "zwolniła" grupowo, No to siedziałam dwa lata szukając pracy i wierzcie mi nie miałam nawet jednego maleńkiego pomysłka. A szkoda, bo wówczas może nawet rozkręciłabym coś swojego. Od pięciu lat pracuję w firmie, gdzie zajmowałam się grubą kasą na papierze i w komputerze a jaśniej mówiąc planowaniem budżetu zakładu i jego monitorowaniem oraz paroma innymi drobiazgami. Od jakiegoś czasu oddałam to na rzecz wpisywania awarii technicznych do portalu awarii oraz monitorowania ich wykonania. Drobiazgi mi też zostały. Muszę przyznać szczerze, że bardzo lubię swoją obecną pracę i cieszę się z tego ogromnie. Nawet nie przeszkadza mi to, że obecnie jestem jedną z dwóch osób "mocnych" w naszym małym zakładzie (100 osób)w najnowszym programie naszej korporacji. Przez to siedzę całe osiem godzin od dzwona do dzwona przed monitorem i klepię i klepię a do tego mam przyuczać innych. Wysiadł mi kręgosłup szyjny, głowa mi pęka w szwach. Ale jestem zadowolona. Za to w domu staram się jak najmniej korzystać z komputera. No czasem muszę, bo lubię przeglądać Wasze blogi, czytam je inspiruję się twórczo. Jak mnie coś nachodzi to się zastanawiam, skąd ja mam te pomysły. Na kartkę, na ozdoby, stroiki, na moje milusie podusie. No szyć to ja lubiłam od dziecka, już jako sześcio - siedmiolatka szyłam lalkom stroje. Potem szyłam z pieluszek dla siebie. A jako szesnastolatka podczas kilkudniowej nieobecności rodziców wzięłam maszynę mamy i zaczęłam szyć. Maszyna (singer) bardzo droga i kupiona na książeczkę górniczą stała w walizce i stanowiła obiekt moich westchnień. Mama nie pozwalała mi jej ruszać, bo popsuję. Sama też nie szyła, bo nie umiała. A maszynę tata kupił żeby sprawić jej radość. Niestety nie za bardzo się cieszyła z maszyny tak skomplikowanej. Szycie kilku ściegami, haftowanie, robienie dziurek i przyszywanie guzików. Po powrocie rodziców pochwaliłam się uszytą spódnicą i bluzkami i tak zdobyłam uznanie i stały nieograniczony dostęp do maszyny. Kiedy wyszłam za mąż i wyprowadzałam się "na swoje" Mama podarowała mi maszynę na całkowitą własność, stwierdzając, że ona i tak była najbardziej moja. I tak jesteśmy razem już 28 lat. No a dwa lata temu moja wtedy piętnastoletnia córcia poprosiła o naukę szycia na maszynie. Nawet jej to sprawnie idzie. Cieszę się, że oprócz rysunku Marta objawia zainteresowania rękodziełem.
Marta i jej kilka dzieł
aha dzieła są z wcześniejszych lat, bo nie mogłam znaleźć jej obecnych. Nigdy nie ma jak potrzeba.
 Manga jest fragmentem rysunku i była na konkurs miejski, zajęła III miejsce.
Kartki świąteczne wysyłane przez szkołę do różnych urzędów

i jej pierwsze serducho, to po lewej
Projekt sukni dla lalki wg Marty ( nie wiem czemu nie mogę obrócić)

 a tu wykonanie przeze mnie i dodam, że sukienka wykonana jest z kawałka materiału o wielkości chusteczki do nosa, ale dałam radę.
Na koniec zostawiłam sweterek, który kupiłam w SH za 2 zł. Śliczny, mięciutki tylko te paskudne plamy. Stwierdziłam że za tą cenę mogę zaryzykować. Jak nie zejdą to wywalę. Nie zeszły ale Marta była tak zachwycona sweterkiem, że wyrzucić nie dała. Postanowiłam zakryć jakoś te wredoty i pierwszy raz haftem pętelkowym wyszło mi tak
No i tyle o nas. Temu kto doczytał do końca i obejrzał fotki dziękuję za cierpliwość i uwagę.
Kolorowych snów.